Młoda, piękna, wysportowana i inteligentna - Wanesa Sulik z Dąbrowy Białostockiej to uczestniczka zawodów bikini fitness i pasjonatka sportów sylwetkowych.
Wanesa ma 20 lat. Pochodzi z Dąbrowy Białostockiej, gdzie ukończyła Szkołę Podstawowej im. Tadeusza Kościuszki oraz Gimnazjum im. Armii Krajowej. Naukę kontynuowała w białostockim liceum, a dziś jest studentką wychowania fizycznego.
Sportami sylwetkowymi interesuje się od kilku lat, ale stosunkowo niedawno zdecydowała się zaprezentować efekty swojej ciężkiej pracy na zawodach. W tym roku wzięła udział w debiutach na Summer Edition w Warszawie, a 8 października rywalizowała na Mistrzostwach Polski Juniorek w Mrozach.
Doskonale wie, że tylko ciężka praca pozwoli jej osiągnąć sukces w tym, co robi.
M.B: Jak zaczęłaś przygodę ze sportem sylwetkowym i kiedy to się zaczęło? Czy miałaś wcześniej do czynienia ze sportem w ogóle, ktoś cię do uprawiania tej konkretnej dyscypliny zachęcił, zainspirował?
Wanesa Sulik: Na samym początku nie myślałam w ogóle o startach, wcale tego nie chciałam. Z racji tego, że od dziecka byłam większa niż moje rówieśniczki, miałam pewnego rodzaju kompleksy. Lubię jeść i to był największy problem, bo z jednej strony chciałam być chudziutka, a z drugiej strony pojawiały się te wszystkie pokusy, które odbierały mi wiarę w to, że mogę kiedyś być drobniejsza.
Moja przygoda ze zdrowym odżywianiem zaczęła się w II klasie liceum. Z racji tego, że do liceum wyjechałam do Białegostoku, wiązało się z wyprowadzką od mamy. Pierwszy rok był chyba jednym z najgorszych, gdzie wszystko było na mojej głowie, doszło codzienne gotowanie, gdzie tak naprawdę nie miałam na to zwyczajnie czasu i chęci. Uciekałam do opcji dla leniwych: McDonald`s. I tak codziennie. Mało kiedy robiłam sobie pożywny posiłek niebędący fastfoodem, za co mi wstyd (śmiech). We wcześniejszych latach miałam styczność ze sportem tylko na lekcjach wf i to nie zawsze, byłam zbyt leniwa i mało kiedy ćwiczyłam... niestety. Tak jak wspominałam, moja przygoda zaczęła się od zrzucenia zbędnego balastu, moja waga początkowa wahała się między 72 a 74 kg przy 171 cm wzrostu. Po roku było to już zaledwie 45/47kg, czyli można rzec, że popadłam ze skrajności w skrajność. Wtedy myślałam, że jestem jeszcze za gruba, byłam w pewnym sensie jedną nogą w anoreksji. Nie było to mądre ani ładne. Całe szczęście chłopak mnie namówił na to, aby zacząć budować sylwetkę. Było ciężko, bałam się, że znowu będę gruba, aczkolwiek z czasem przełamałam się. Dosłownie codziennie oglądałam profile zawodniczek bikini fitness, czy to naszych Polek, czy zagranicznych. I w zasadzie im dłużej już w tym siedziałam, tym bardziej chciałam spróbować sił w sportach sylwetkowych. Nie zainspirowała mnie jedna konkretna osoba, a masa dziewczyn z wysportowanym ciałem.
Masz już kilka startów za sobą. Który z nich był dla ciebie najważniejszy, do którego przygotowywałaś się najdłużej, najsolidniej?
Mam za sobą dwa starty. Czy to dużo? Raczej nie. Dopiero oswajam się z tym, ale każdy z nich czegoś mnie nauczył. Najważniejszy był dla mnie mój pierwszy start - choć ten drugi również - czyli debiuty, które były zaledwie dwa miesiące temu. Następny start był chwilę po debiucie, a dokładniej 8 października. Miałam zaledwie miesiąc, aby poprawić sylwetkę. Nie każdy to wie, ale w bikini liczy się każdy detal, nie tylko super forma startowa, ale też makijaż, włosy, strój, dosłownie wszystko, ale jednym z najważniejszych jest pozowanie, dlatego chciałam wypaść jak najlepiej.
Jak wyglądają przygotowania do zawodów? Co trzeba zrobić, jak postępować przed startem, aby można było zaprezentować każdy detal swojego umięśnionego ciała?
Przygotowania do zawodów trwają stosunkowo długo. Wiadomo, że na sam początek trzeba doprowadzić sylwetkę do porządku, co oznacza, że musimy już jakiś czas być na diecie oraz trenować siłowo. Jeśli o mnie chodzi, to moja przygoda trwała około trzech lat, dopiero potem zaczęłam myśleć o startach. Bardzo długo szukałam kompetentnego trenera, który mnie przygotuje. Po paru niepowodzeniach znalazłam w końcu odpowiednią osobę, a mianowicie Mariusza Tomczuka, który nie dość, że ma ogromną wiedzę, to jest też wspaniałym człowiekiem, który motywuje i wspiera.
Mniej więcej 7 dni przed startem do codziennej diety dorzucamy wodę. Najpierw się nawadniamy. Liczba litrów wody zależy od naszej masy ciała, u mnie było to od 7 do 9 l wody oraz od 7 do 9 g soli. Na sam koniec, czyli dzień przed startem, odstawiamy sól oraz wodę, w skutek czego organizm się odwadnia i nasze mięśnie są bardziej widoczne. Na koniec dorzucamy bronzer, który jeszcze bardziej to uwidacznia i forma startowa jest gotowa.
Ile wyrzeczeń kosztuje praca sportowca sylwetkowego?
Oj, kosztuje nas to masę wyrzeczeń. Nie ma takiej opcji, że wyjdzie się normalnie ze znajomymi na pizzę czy cokolwiek innego - oczywiście jeśli niedługo mamy start. No, chyba że z własnym pudełkiem, siedząc i wąchając te wszystkie zapachy... Ale to też ma swoje plusy, uczymy się wtedy samodyscypliny, takie sytuacje weryfikują, czy się do tego nadajemy czy nie. Jeśli jesteśmy poza sezonem, to mamy raz w tygodniu dzień, w którym możemy sobie pozwolić na coś niedozwolonego.
Nie masz czasem tego wszystkiego dosyć? Nie masz czasami myśli, aby skończyć z pilnowaniem jadłospisu, uwolnić się od tego reżimu?
Raz w życiu miałam chwile zwątpienia, przed moim drugim startem. Kończyłam wtedy przedostatnia butelkę wody, było mi tak niedobrze, że miałam ochotę rzucić to i odpuścić, ale wiedziałam, że nie mogę. Sama sobie wybrałam taką drogę, nikt mnie do tego nie namawiał. Kocham to, co robię, za długo prowadzę taki styl życia, żebym miała teraz wrócić do czasów, w których nie miałam żadnej pasji ani zajęcia. Może wyda się to dziwne, ale daje mi to tak dużo radości - ta codzienna walka o lepszą wersję siebie - że dopóki zdrowie mi pozwoli, będę to robić, będę trenować, startować i choć w życiu najważniejsza jest nauka, wykształcenie, to sadzę, że pasja jest na tym samym miejscu.
Twój profil na Instagramie śledzi ponad 36 tysięcy osób. Takich profili - traktujących o fitnessie, o zdrowym trybie życia, o sporcie - są tysiące, jeżeli nie setki tysięcy. Jednak twoje konto cieszy się znacznie większym zainteresowaniem niż przeciętnie. Należy więc sądzić, że wyróżniasz się na tle innych atletek. Jak sądzisz, co cie wyróżnia?
Szczerze? Nie mam pojęcia, kiedy zakładałam konto na Instagramie nigdy nie sądziłam, że będzie tak duże grono odbiorców. Fakt, od początku wiedziałam, po co je zakładam - chciałam pokazać innym, że jak się chce, to można. Chciałam pokazać moją codzienna walkę o lepszą siebie, jak zmienia się moje ciało pod kątem diety i treningów, że dieta wcale nie jest katorgą i może sprawiać przyjemność. Z dnia na dzień tych odbiorców przybywa, osób, które sądzą, że ich motywuję. Ale to nie tak, że to tylko ja ich napędzam. To działa także w dwie strony.
Czym twoim zdaniem powinni się kierować młodzi ludzie chcący odnieść sukces w sporcie sylwetkowym, czy też w sporcie w ogóle?
Na pewno muszą nauczyć się samodyscypliny oraz cierpliwości. Powinni liczyć się z tym, że aby zostać zawodnikiem, muszą zmienić swój styl życia, że jest to ciężka praca, która na koniec odpłaca się fajną formą. Na pewno nie jest to sport, w którym odnosimy korzyści materialne. Jest to niewdzięczna dyscyplina, z której de facto nic nie mamy. Nie oszukujmy się - sami musimy włożyć w to dużo pieniędzy. Niestety, u nas w Polsce ten sport raczkuje, ale każdy zawodnik ma nadzieje, że z roku na rok będzie lepiej.
Jakie plany na przyszłość ma Wanesa Sulik? Czy masz konkretny cel - nie tylko sportowy - do którego dążysz?
Moim celem na ten rok jest zrobienie życiowej formy na kolejny sezon startowy. Brzmi pusto? Możliwe, aczkolwiek, jak wiecie, jestem zawodniczką i jest to dla mnie priorytet.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Mariusz Bykowski
Osiągnięcia Wanesy Sulik można śledzić na: Instagramie oraz Facebooku.
Wanesa Sulik (Wanesa Sulik-Road To Bikini Fitness/facebook):