Czasami tęsknię za spokojem, za tym, że czas płynie tu inaczej, ale... to jednak złudne - mówi Anna Danilewicz, pochodząca z Dąbrowy Białostockiej. Dziś mieszka i pracuje w Białymstoku. O powrocie nie myśli. - Wielu młodych ludzi ma przecież pracę w gospodarstwach rolnych swoich rodziców. Dlaczego nie chcą tu zostawać? - pyta burmistrz miasta, Tadeusz Ciszkowski.
Krzysztof, lat 28, po ukończeniu dąbrowskiego ogólniaka pracował przez kilka lat w Białymstoku. W pewnym momencie stwierdził, że to po prostu nie ma sensu: wynajęte stancje, małe dziecko, rodzina, którą trzeba było utrzymać. Wsiadł w samolot i zatrzymał się w Manchesterze, w Anglii. Jego gehenna trwała rok - w końcu udało mu się ukończyć kurs kierowcy ciężarówki i dostać stałą robotę. Mógł sobie pozwolić na ściągnięcie rodziny, wynajęcie domu, kupno dwóch aut. Choć pracuje sześć dni w tygodniu, nieraz przez 10 godzin dziennie, nie narzeka. O powrocie do Polski, a tym bardziej do Dąbrowy nie chce słyszeć.
- Moja znajoma, która mieszka na Wyspach też nie myśli o tym, że mogłaby zamieszkać tutaj. Mówi, że nie ma tam praktycznie bezrobocia, a w sklepie nie musi zastanawiać się co wybrać: chleb czy masło - stwierdza Paweł Mojżuk, młody dąbrowski radny, współwłaściciel firmy SulikaNet.
Dlaczego więc został? - Tak wyszło. Na początku to była zabawa, podłączyliśmy do internetu dwa bloki, w sumie osiem komputerów. Z czasem przerodziło się to w biznes. Gdyby nie SulikaNet, mieszkałbym teraz pewnie w Warszawie - opowiada Paweł Mojżuk.
- Rozumiem, że młodzi z trudem znajdują tu swoje miejsce - stwierdza Maciej Sulik, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Dąbrowie Białostockiej. - Ja jako lokalny patriota cieszę się, że tu mieszkam. Ale nie widzę nawet światełka w tunelu. Rynek pracy jest, jaki jest.
Dodaje, że grup młodzieżowych w MGOK-u jest bardzo mało, prężnie za to działa chór seniora i zespół "Dębina". - Za 20 lat? Mam nadzieję, że coś się tu wydarzy, choć ta nadzieja wynika raczej z sympatii dla miasta, a nie z realiów - mówi Sulik.
- Młodzi ludzie chcą mieć start na pewnym poziomie. Tymczasem tutaj nikt nie zapłaci im 2-2,5 tysiąca złotych na rękę. Wolą więc zostać w dużym mieście, zarabiać niewielkie pieniądze i otrzymywać wsparcie od rodziny - dodaje Tadeusz Ciszkowski. Jego zdaniem liczba mieszkańców Dąbrowy będzie wciąż spadać. - Tendencja taka utrzymuje się od 10 lat. Uważamy za sukces, gdy w skali gminy w ciągu roku rodzi się 100 dzieci. Tymczasem kiedyś było ich nawet 200 - mówi burmistrz.
- Generalnie to problem wszystkich środowisk z małych miasteczek - stwierdza Jarosław Budnik, dyrektor Zespołu Szkół w Dąbrowie Białostockiej. - I jest to proces bardzo trudny do zatrzymania. Stworzenie nowych miejsc pracy mogłoby pomóc w rozwiązaniu tego problemu. Część osób wraca do Dąbrowy, mając perspektywę np. przejęcia rodzinnego gospodarstwa rolnego, czy znalezienia pracy w szpitalu, mleczarni, szkole... Ale jest to skala naprawdę niewielka.
Zapytany o to, ile osób z jego klasy z "ogólniaka" pozostało w Dąbrowie, Jarosław Budnik odpowiada, że sporo. - Jest nas 10, może nawet 12 - mówi.
- Dąbrowa nie daje perspektyw, żeby zrobić tu coś ciekawego, nie daje możliwości rozwijania się - stwierdza Anna Danilewicz, która wyjechała z Dąbrowy kilkanaście lat temu. Dziś pracuje w Muzeum Wojska w Białymstoku. - I nie jest to kwestia braku kreatywności.
Co musiałoby się stać, żeby młodzi ludzie zechcieli tu pozostać? - Nie mam pojęcia. Jakiś cud chyba, kamyczek, który poruszyłby lawinę, jakiś wizjoner - wylicza.
Jak wygląda jej wizyta w rodzinnym mieście? - Przyjeżdżam do Dąbrowy rzadko. Najczęściej spotykam się z rodziną, rzadziej ze znajomymi, jeżeli też odwiedzają rodziców - mówi Anna Danilewicz. Na pytanie o to, ile jej klasowych koleżanek i kolegów pozostało w Dąbrowie, odpowiada: - Pięć, może sześć osób.
- Mentalność niektórych ludzi jest tu nie do zniesienia. W Warszawie nie znam swoich sąsiadów, podobnie w Białymstoku. Tymczasem w Dąbrowie, gdy zmieniam samochód, to słyszę "ale nakradł" - mówi jeden z naszych rozmówców.
Jak będzie wyglądała Dąbrowa za 20 lat? - pytamy burmistrza. - Ładnie, przytulnie - odpowiada Tadeusz Ciszkowski.
Piotr Biziuk