Dziś do Usnarza Dolnego Białorusini ściągnęli ekipę dziennikarzy. Po polskiej stronie - do Usnarza Górnego - przyjechała m.in. Marta Lempart, jedna z liderek Strajku Kobiet. Pojawił się tam również poseł Franciszek Sterczewski z Koalicji Obywatelskiej, który wczoraj stał się bohaterem mediów społecznościowych. Imigranci na koczowisku porozumiewają się z polskimi aktywistami przy pomocy napisów na tabliczkach.
W Usnarzu jest mnóstwo dziennikarzy. Stałe dyżury pełnią tam prezenterzy i kamerzyści dużych stacji telewizyjnych. We wsi rozstawione są wozy satelitarne. Jest też wielu aktywistów domagających się wpuszczenia do Polski imigrantów. Na łące, kilkaset metrów od linii granicy, rozstawiło się małe miasteczko namiotowe. Dziś busem z Warszawy przyjechała tam z ekipą z Martą Lempart. Działacze przywieźli ze sobą m.in. karimaty.
Dziś po południu przejścia w kierunku koczowiska chronił szpaler policjantów. Kilkaset metrów dalej stały samochody Straży Granicznej, zasłaniające obóz imigrantów.
Porozumiewanie się z przybyszami odbywa się podobnie jak kilka dni temu. Tłumaczka z Fundacji Ocalenie krzyczy do nich przez megafon, oni zaś starają się odpowiedzieć napisami na tabliczkach. Dziś poinformowali m.in., że przybył tam przedstawiciel Komisarza Do Spraw Uchodźców ONZ.
Białoruskie służby prowadziły wzdłuż granicy grupę dziennikarzy. Osoby te miały ze sobą aparaty fotograficzne i kamery.
Zza polskich wozów SG widać było białoruskich funkcjonariuszy.
Dziś do Usnarza Górnego ponownie przyjechał poseł Franciszek Sterczewski. Wczoraj hitem w sieci stał się filmik z parlamentarzystą w roli głównej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tego w Usnarzu Górnym jeszcze nie grali [WIDEO]
Zapytaliśmy posła czy nie żałuje tego, co zrobił.
- Absolutnie nie żałuję. Jako poseł mam prawo sprawdzić jak działają nasze służby, mam prawo poruszać się po terytorium naszego państwa i żadne służby - czy to policja, czy Straż Graniczna - nie mogą mi w tym przeszkadzać. Przez pół godziny rozmawialiśmy (wczoraj - red.) ze strażnikami granicznymi, prosiłem ich grzecznie o podanie podstawy prawnej do tego, że uniemożliwiali mi wykonywanie pracy. Nie potrafili tego zrobić, nie potrafili się wylegitymować, normalnie przedstawić. A mają taki obowiązek wobec posła. Stwierdziłem, że zgodnie ze swoimi uprawnieniami będę kontynuował swoje przejście w celu przekazania osobom zamkniętym w kordonie polskich i białoruskich służb leków oraz jedzenia. Ponieważ Straż Graniczna próbowała mnie zatrzymać, to po prostu ją omijałem. Oni tarasowali mi drogę, ja przyśpieszałem. Stąd ta gonitwa, stąd te obrazki, które mogą wydawać się śmieszne, ale tak naprawdę są poważną sprawą, bo Straż Graniczna łamie prawo broniąc posłowi wykonywania jego uprawnień, zabraniając mu poruszania się po terytorium naszego kraju i utrudniając mu pracę - odpowiedział.
Chcieliśmy wiedzieć, czy nie obawia się, że po ostatnich wydarzeniach poparcie dla partii opozycyjnych zacznie spadać, a dla PiS-u rosnąć.
- Uważam, że nie powinniśmy rozmawiać o słupkach poparcia, powinniśmy spojrzeć na tę sytuację bardzo prosto: tam w krzakach, w szczelnie zamkniętym kordonie jest grupa ludzi i oni od ponad dwóch tygodni są odcięci od wody pitnej, jedzenia. Wczoraj Rzecznik Praw Obywatelskich określił, że to nosi znamiona tortur. Te osoby piją w tym momencie wodę ze strumyka, komunikują się z nami na odległość przez tabliczki i megafony, które są zagłuszane przez Straż Graniczną. To jest nieludzkie traktowanie. Tam są ludzie. Nie chcielibyśmy my, ani ktokolwiek z naszej rodziny znaleźć się w takiej sytuacji. Wszystkich ludzi na ziemi bronią prawa człowieka. Każdy ma prawo do swojej godności i bezpieczeństwa. Każdy, kto ucieka przed wojną ma prawo w innym państwie złożyć podanie o azyl. Te osoby powinny być natychmiast uwolnione. Mogą nawet z pomocą funkcjonariuszy SG dotrzeć do najbliższego przejścia granicznego, gdzie złożyliby podanie o azyl, a ich wnioski mogłyby być rozpatrzone. To działanie (polskich służb - red.) jest po pierwsze nieludzkie, a po drugie nielegalne, ponieważ jest złamaniem Konwencji Genewskiej oraz naszej Konstytucji - wyjaśnił Franciszek Sterczewski. - W tym momencie staramy się porozumieć z komendantem Straży Granicznej i z decydentami z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Staramy się mediować, robimy to od dwóch tygodni. Nasze prośby odbijają się jak groch o ścianę, władza zdaje się uważać, że to nie jest nasz problem. Ale to jest nasz problem. Jeżeli ktoś w tych krzakach zginie, to będzie również z winy naszych służb i z winy naszej władzy, która jest nieprzygotowana na kryzys migracyjny, która nie potrafi udzielić pomocy humanitarnej. W interesie nas wszystkich jest to, aby tę sprawę zakończyć, udzielić tym osobom podstawowej pomocy i rozpatrzeć ich wnioski. Obowiązują nas procedury, wystarczy je stosować. Mam nadzieję, że pokojowo uda się tę sprawę rozwiązać - dodał.
Wypowiedź posła stoi w sprzeczności z informacjami Straży Granicznej, która podawała, że Białorusini regularnie dostarczają prowiant, wodę i papierosy imigrantom, którzy znajdują się po tamtej stronie granicy, a więc odpowiadają za nich władze z Mińska.
Tymczasem - jak podało TVP Info - dziś w okolicach Zubrzycy Wielkiej wojsko zaczęło wzdłuż granicy budować nowe ogrodzenie o wysokości 2,5 metra. Potwierdził to na Twitterze szef MON Mariusz Błaszczak.
Wzmacniamy granice! Żołnierze rozpoczęli budowę ogrodzenia na granicy polsko-białoruskiej. Płot zwiększy jej szczelność i znacznie utrudni próby nielegalnego przekraczania. pic.twitter.com/QRZMzK2CZI
— Mariusz Błaszczak (@mblaszczak) August 25, 2021
(pb)
Środa w Usnarzu Górnym: