Karol Dziedziul znowu zaskakuje. Tym razem sokółczanin wybrał się w podróż po Suwalszczyźnie… rowerem.
Swoją wycieczkę rozpoczął w piątek (15 stycznia). Pociągiem dotarł do Suwałk, skąd rowerem udał się w okolicę jeziora Hańcza. Już wtedy termometry pokazywały -12 stopni.
„Po dotarciu na miejsce rozbiłem namiot i miałem szukać drzewa na ognisko, ale podjąłem decyzję, że będę grzał się tylko ciepłem wyprodukowanym przez samego siebie. Pierwszą noc przespałem prawie całą, pomimo, że temperatura spadła do około -20. Z rana oczywiście morsowanko i po spakowaniu ruszyłem w stronę Wigier” – czytamy na facebookowym profilu Karola.
Pogoda go nie rozpieszczała. Sobota była bardzo śnieżna, a to uniemożliwiało jazdę rowerem. Następną stacją było jezioro Wigry, gdzie sokółczanin dotarł około godziny 18.
„Mróz zaczynał chwytać coraz mocniej. Po rozłożeniu namiotu zrobiłem sobie pierwszy ciepły posiłek instant, ale tylko dlatego, że skończyły mi się te na zimno. W nocy co pół godziny budziłem się ze zmarzniętymi palcami u nóg i przez kolejne pół godziny musiałem nimi ruszać, żeby znów zasnąć. Tak do 7 rano walczyłem z siarczystym mrozem, który nie oszczędza nikogo. Walkę zniosłem całkiem dobrze, więc z rana od razu pomyślałem o morsowaniu” – kontynuuje swoją historię.
Swoją podróż podróżnik zakończył w niedzielę, gdzie po dojechaniu rowerem do stacji PKP w Suwałkach wrócił do domu. „Bestia ze wschodu dała mi trochę w kość, ale też wiele nauczyła. Niesamowita lekcja życia” – kończy Karol Dziedziul.
(or)
Facebook - Karol Dziedziul: