Adidasy po 20 złotych, sweterki męskie po 20 złotych. Proszę bardzo. Firany trzy metry 10 złotych, 10 złotych. Proszę bardzo - zachwalał swój towar przez megafon sprzedawca na sokólskim rynku. Zapytany, jak handel, odparł, że "tak sobie". - Za dużo błota chyba - stwierdził.
Rynek nie był dziś zbyt duży, tak jakby kupujący czekali wciąż na wyraźne ocieplenie, by raźniej wyciągać pieniądze z portfeli. Można było nabyć noże (za 5 złotych za sztukę), kożuchy z przeceny, ryby oferowane przez handlowca z Giżycka i jabłka z Lubelszczyzny. 100 kilogramów ziemniaków kosztowało już 48 złotych. Spora kolejka stała po nasiona warzyw.
Chętni mogli też wejść w posiadanie kijków do nordic-walking, plastrów detoksykacyjnych, miodu lokalnej produkcji i ciuchów wszelkiej maści. Można było przebierać w wyprzedażach i promocjach.
- Błoto musi obeschnąć, to i kupcy się znajdą - stwierdził jeden z handlujących.
(is)
Rynek w Sokółce. Zdjęcia: