Dzięki Jurkowi Dąbrowskiemu – nieocenionemu badaczowi dziejów parafii Wielkoejsmontowskiej, otrzymałem informację, że na cmentarzu parafialnym w Sidrze, został pochowany w dniu 30 października 1869 roku przez ks. Józefa Mogla, Lucjan Eysymontt, parafianin łunieński, zmarły w Siderce z nocy z 26 na 27 października tegoż roku, z opuchlizny, właściciel ziemski, bezdzietny wdowiec po Esterze z Sołatnów, liczący lat 67. Kim był ów Lucjan Eysymontt? Ponieważ od lat zbieram wiedzę o nim i jego rodzie postaram się przybliżyć tę niesłusznie zapomnianą postać.
Urodził się zapewne w roku 1802, może jeszcze w Hanusówce (stąd Michał Eysymontt wydał akt zwołujący Popis pospolitego ruszenia w roku 1765), odwiecznej siedzibie jego przodków. Jego rodzicami byli Ferdynand Eysymontt, ostatni wojski grodzieński i Józefa z Zawistowskich, sędzianka grodzieńska. Pochodził z rodu o tradycjach wojskowych, sięgających legendarnych czasów Jaćwieży.
Najstarsza wzmianka dotyczy Mitka Eisimontowicza z połowy XV wieku (ok. r. 1443). Pradziadek Lucjana – Marcin (ok. 1670 – ok. 1730), był rotmistrzem grodzieńskim, a nawet mierniczym Wielkiego Księstwa Litewskiego (1711 – nazywany Janem), dziadek – Michał Józef (ok. 1712 - 1768), chorążym grodzieńskim, ojciec Ferdynand (ok. 1750 – 1812), wojski grodzieński za zaangażowanie się w promocję i obronę Konstytucji Majowej (za którą na Sejmie Wielkim optował kuzyn Aleksander Michał Eysymontt, podstarości grodzieński) został wyróżniony Orderem Świętego Stanisława w 1792 roku. Na sejmiku lutowym (14.02.) w roku 1792 wygłosił pamiętne słowa:
(…) Słowem w Zygmuncie Auguście tron dziedziczny straciwszy, nieszczęśliwych skutków w elekcji doznawali. W ten czas my sławę i związki w Europie straciwszy, dali łatwo możnowładctwu przystęp. Od tego czasu zasmakowawszy w niepodległości prawu, stopniami przyszli, że nas pod przemoc swą podgarnęli, prawa podeptali, a zamiarom swym pomocne pozostawili, za którym nierządem przyszliśmy na wzgardę u narodów, w jakiej zostawaliśmy. (…) Słodki jest dom Ojczyzny, a Ojczyzny rządnej, w której najrozumniejszy jest zbiór praw i onych bezwzględna ekzekucyja. (…). Te to prawo znikczemnione, co nadawało, co nadawało moc jednej osobie sądzenia, subalterów kredensowania i prawo miecza. Te trzy najpotężniejsze w świecie władze niech ma człowiek? ale nie w wolnym narodzie. (…). Dziś sędziów sami sobie wybierzecie. (…). Łączmy ręka z ręką, mocniej trzymajmy się jedności, bądźmy z królem, bo król jest z nami, a żadna moc nas nadwątlić nie zdoła. (cytat za: W. Szczygielski, , Referendum Trzeciomajowe. Sejmiki lutowe 1792 roku, Łódź 1994, s. 310-311, 391).
Na potrzeby Insurekcji Kościuszki złożył 2.000 złotych, sumę niemałą jak na ówczesne stosunki.
Trudno się zatem dziwić, że Lucjan dorastał w atmosferze pracy i poświęcenia dla ojczyzny. Po śmierci ojca zapewne największy wpływ na jego wychowanie i edukację miała matka i jej ojciec Józef Zawistowski (1738 – 1822), sędzia grodzieński. Zapewne to on skierował młodego Lucjana do Wileńskiej Alma Mater. A były to czasy niezwykłe, zarosłe legendą Zana i Mickiewicza, Domeyki i Czeczota. To tam niespełna 20-letni Lucjan, 4 marca 1821 roku wygłosił swój referat zatytułowany „Myśli o Filaretach”.
Każde towarzystwo ma pewne zamiary i główny cel, do którego czynności swoje kieruje. My za ten przedmiot naukę obieramy. Cel ten, tak wielki, godny jest wielkości człowieka, godny, aby dla niego poświecić pracę i siły. Cóż bowiem jest wyższego nad mądrość, ten najdoskonalszy twór przyrodzenia? Nauka jest przysionkiem do tej świątyni. Ktokolwiek jej nabędzie, temu się z łatwością otworzą podwoje tego gmachu; a ktokolwiek tam wejdzie, już jest na szczycie swego szczęścia.
Droga wiodąca do tego przybytku jest wąską stecką (ścieżką - przyp. L.O.), cierniem i głogiem pokrytą. Praca jest jedynym przewodnikiem, za pośrednictwem której dojść można do końca przykrej podróży, i dlatego bardzo mała cząstka ludzi została wprowadzoną do samej świątyni. Jakkolwiek nabycie nauki jest trudnym, w pracy jednakże ustawać nie trzeba, bo chociaż nie każdy dojdzie końca tej drogi, zawsze jednakże jest lepiej być przynajmniej u jej środka, niż u początku. Tę prawdę mając w pamięci, za drugi cel prace obrać winniśmy. Lecz ta praca we względzie naukowym sama z siebie nic albo przynajmniej mało bardzo zdziałać jest w stanie i, aby korzystnie obracaną była, pomocy i wsparcia potrzebuje. Stąd wzajemna pomoc powinna być także jednym z głównych celów Zgromadzenia naszego.
Niezawodna jest rzeczą, że przymus nie podoba się człowiekowi, i pewna jest, że każdy człowiek nie z taką chęcią pracuje koło rzeczy, jeśli ta jest mu przez drugiego koniecznie naznaczoną, aniżeli wtedy, gdy sam sobie czynność obiera, lub jeśli jest skłoniony przez namowy przyjaciela, nie zaś przez nakaz wyższego od siebie. Prawdziwego przyjaciela rady nieraz odwodzą od złych postępków i wracają człeka społeczności, dla której miał być już straconym. Ale ktoż dobro wynikłe z przyjaźni dokładnie opisać zdoła? Ona, dzieląc los dwóch ludzi, których jedna jest dusza, w szczęściu pomnaża w dwójnasób uczucie jego, w nieszczęściu ktoż lepiej nad przyjaciela zdoła otrzeć łzy, które przygoda wyciska? Przyjaźń jest dobroczynnym darem nieba, a stąd jakże byśmy o niej zapomnieć mogli! Zachowanie prawdziwej przyjaźni powinno być głównym naszym przedmiotem i istotnym celem Towarzystwa.
Obierając dla siebie za cel naukę, uważamy ją w najobszerniejszym znaczeniu. Lecz słabość natury ludzkiej nie dozwala człowiekowi, aby wszystkie jej części gruntownie posiadał. Wszystko mniej więcej znać może, lecz jeden przedmiot za wyłączny obrać sobie należy; w tym się ćwiczyć i stać się doskonałym usiłować trzeba. Cóż lepiej obrać nam wypada, jeżeli nie naukę dziejów ojczystych? Cóż gruntowniej każdy syn Ojczyzny znać powinien, jeżeli nie własnej matki historią? Tysiączne stąd dla niego i kraju korzyści wynikną. Ale obróćmy oczy na stan nasz nieszczęśliwy, a ujrzym, że ta powinność, jeżeli dla wszystkich jest konieczną, dla nas ważność swoją stokrotnie powiększa. Dla nas, mówię, nieszczęsnych niewolników, których matka opuściła, a nadzieja tylko wstrzymuje od zupełnej rozpaczy; dla nas wiadomość dzieł szlachetnych licznego poczetu zacnych i wielkich przodków może stać się największą pociechą, a późniejszym czasie – oby to dały sprawiedliwe nieba! – godnym przykładem do naśladowania. (cytat za: Wybór pism filomatów. Konspiracje studenckie w Wilnie 1817-1823, [opr:] A. Witkowska, Wrocław 2005, s. 147-149).
Cóż. Niedaleko pada jabłko od jabłoni...
Po wydaleniu z Uniwersytetu wrócił do Jabłonowa, a następnie został wpisany w poczet sędziów granicznych w powiecie wołkowyskim (zapewne na skutek zabiegów rodziny). 30 października 1824 roku żeni się z Marianną Kościałkowska, szambelanówną JKM. Ceremonia odbywa się w katedrze św. Jana Chrzciciela, a świadkami są Jan Łopatta, prezes sądu głównego litewskiego, Tomasz Szukiewicz, szwagier (mąż przyrodniej siostry, z pierwszego małżeństwa Ferdynanda z Bogumiłą Filknestein – Franciszki), Konstanty z Wolda Mejer (jego rodzina była spokrewniona z Maciejem Tadeuszem Eysymonttem, ostatnim stolnikiem grodzieńskim) oraz Jan Bergman, doktor medycyny z Wilna.
W 15 maja 1827 roku rodzi się syn Eugeniusz Ignacy. Może przedwcześnie, o czym wspomina metryka, gdyż chrzest odbył się w domu, nie w kościele.
Czy Maria zmarła wkrótce, czy zamieszkali w pałacu Jabłonowskim – nie wiemy. Czy dziecko przeżyło – toż samo...
W roku 1831 wybucha Powstania Listopadowe. Po wielu latach dopiero spotykamy go jako opiekuna bratanicy Zofii, córki przedwcześnie zmarłego Oktawiusza. Czy był nadal kolatorem kościoła Ejsmontowskiego po śmierci matki - trudno powiedzieć. Jednak wiadomo, że Józefa Eysymonttowa jeszcze w roku 1822 pochowała ojca – sędziego Józefa Zawistowskiego właśnie w kościele Ejsmontowskim. Sama jednak spoczęła w kruchcie kościoła w Łunnej w roku 1849. Do dziś tam stoi tablica, którą zapewne ustanowili synowie.
Ludwik Olczyk
Od redakcji: Wybraliśmy się dziś na poszukiwanie nagrobka Lucjana Eysymontta. Zadanie z pozoru proste, okazało się jednak nie do rozwiązania. Jako że jeden z filomatów spoczął na cmentarzu w Sidrze w roku 1869, jego nagrobek powinien znajdować się na wzgórzu, obok najstarszych pomników, m.in. Ottona Baehra i Benedykta Stebelskiego. Nigdzie jednak nie udało nam się znaleźć miejsca, gdzie pochowano doczesne szczątki Lucjana. Nieoczekiwanie z pomocą przyszła nam kobieta spotkana na cmentarzu. - Eysymontt ma grób nieopodal figurki Matki Boskiej. Ale nie ma tam już tablicy, zginęła w ostatnim czasie - powiedziała.
Mogiła otoczona jest betonową wylewką, stoi na niej lastrykowy krzyż, z innej epoki. - Tablica z nazwiskiem była wykonana z innego materiału. Musiał to być Eysymontt, bo nikogo innego o tym nazwisku nie ma raczej na naszym cmentarzu - stwierdziła kobieta.
Zdjęcie nagrobka Eysymontta, wykonane w 2007 roku, znaleźliśmy w sieci, na stronie bagnowka.com.
Tak miałoby wyglądać obecnie miejsce, gdzie pochowano jednego z filomatów, który znać musiał i Adama Mickiewicza, i Tomasza Zana, i Ignacego Domeykę:
Na cmentarzu w Sidrze zachowało się wiele starych nagrobków, wiele jest też żeliwnych krzyży sprzed 150 lat. Wznosi się tam też kilka potężnych, 4-metrowych drewnianych krzyży. Kiedyś ustawiano takie na wielu nagrobkach. Gdy drewno gniło, ścinano fragment krzyża i ponownie wbijano go w ziemię. Natknęliśmy się też na drewniany nagrobek z inskrypcją trudną już do odcyfrowania.
Na cmentarzu w Sidrze. Zdjęcia:
Będziemy wdzięczni Czytelnikom za informacje dotyczące nagrobka jednego z filomatów. Czy rzeczywiście miejsce wskazane na powyższych zdjęciach to grób Lucjana Eysymontta? Gdzie znajduje się żeliwna tablica? Prosimy o maile. Piszcie na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..