Kwatera znajduje się w otulinie Parku Biebrzańskiego, wokół rozciąga się malownicza sceneria pól i lasów. Bliskość Biebrzy dodatkowo wzmacnia walory turystyczne. Można tu popływać tratwą, kajakiem, łowić ryby, zbierać grzyby i delektować się regionalną kuchnią, którą proponują gospodarze. Pan Jan oprócz działalności agroturystycznej pasjonuje się historią, jest badaczem linii Mołotowa i członkiem zespołu Kriepost. Kolekcjonuje także stare sprzęty rolnicze, ma zgromadzoną pokaźną ich kolekcję w starej stodole. Rozmawiamy z Danutą i Janem Kułak z Hamulki, właścicielami kwatery agroturystycznej „Chata za wsią”.
Kiedy rozpoczęliście swoją działalność i co do tego Was skłoniło?
Moja przygoda z agroturystyką rozpoczęła się w 1999 roku. Już wówczas zaczynaliśmy pokazy wypieku sękacza, w tym czasie wymyśliłem także konstrukcję tratwy. Mieszkaliśmy jeszcze we wsi razem z dziećmi i wynajmowaliśmy turystom jeden pokój. W 2000 roku kupiliśmy opuszczone siedlisko, w którym obecnie prowadzimy swoją działalność. Siedlisko było bardzo zaniedbane i zapuszczone, przez kilkanaście lat nikt tam nie mieszkał. I to miał być nasz domek na odludziu, marzenie moje i żony, aby na stare lata znaleźć swoje ciche miejsce na ziemi. Prowadziliśmy pokazy wypieku sękacza i jednocześnie remontowaliśmy domek.
Goście, którzy uczestniczyli w pokazach byli zainteresowani wynajęciem miejsca na sylwestra. I wtedy narodził się pomysł, że może pójść w tym kierunku i zająć się agroturystyką. I tak się stało, jednak dalej mieszkaliśmy we wsi i dowoziliśmy posiłki dla gości tutaj. Stało się to uciążliwe, więc postanowiliśmy wybudować drugi domek dla siebie. Córka w tym czasie studiowała turystykę i planowała już ze swoim przyszłym mężem swój powrót do nas. Potrzebny był kolejny domek dla młodych.
Co oferujecie swoim gościom?
Mamy do dyspozycji gości dwa domki, jeden dla ośmiu osób, drugi dla pięciu. Są one wyposażone we wszystkie potrzebne sprzęty, łazienki. Prowadzimy pokazy wypieku sękacza często połączone z biesiadą, ponieważ trwa to około 4-5 godzin. Wynajmujemy tratwy do spływów, mamy kajaki. Do niedawna hodowaliśmy też konie ale ze względu na bezśnieżne zimy musieliśmy z nich zrezygnować. Są miejsca do ustawienia namiotów, posiadamy basen w ogrodzie i budujemy saunę. Robimy przymiarki do przebudowy starej stodoły, w której znajdują się zabytkowe przedmioty rolnicze. Atrakcją jest też stary świeronek, budowany w 1878 roku. To dawniejszy spichlerz na zboże, znajdują się tam dwa miejsca noclegowe na dole i dziewięć na strychu. Prowadzimy również ekologiczne gospodarstwo rolne, z którego cała produkcja jest przeznaczana na potrzeby własne i żywienie gości.
Skąd pojawił się pomysł na wypiek sękacza?
Wypiek sękacza to tradycja, żona przyniosła ją ze swojego domu rodzinnego. Receptura przekazywana z pokolenia na pokolenie. Najpierw wypiekaliśmy sękacze na potrzeby własne, a potem dla turystów. W tym roku na Dni Sokółki wypiekaliśmy sękacza z 500 jaj.
Można wynająć u państwa tratwy?
Tratwy na Biebrzy pływały od dawna, spławiano tu w ten sposób drewno. W okolicach Lipska zbudowano pierwszą tratwę z bali, jednak była ona za ciężka. Ja wymyśliłem tratwę na podstawie styropianu, była ona lekka i o to właśnie chodziło. Najpierw prototyp zawiozłem do siebie na staw, aby sprawdzić czy nie zatonie, a potem z kolegą popłynęliśmy moją tratwą z nurtem Biebrzy. Cały czas były jakieś modyfikacje, ostatecznie opracowaliśmy wersję, która pływa do dziś. Tratwa jest dostosowana do wymogów turystów, znajduje się na niej sześć miejsc noclegowych, jest kuchenka, grill, łazienka, pojemniki na odpady. Jest bardzo chętnie wynajmowana przez turystów.
Fascynuje się pan historią, wokół zabudowań znajdują się schrony.
Tak, moja żona nazywa to chorobą. Jestem badaczem linii Mołotowa, która przebiega niedaleko. Należę także do grupy badawczej Kriepost, jeździmy po terenie, wyszukujemy schrony, opisujemy je. Niedaleko zabudowań znajdują się dwa schrony, jeden na moim polu, gdzie zgromadziłem różne eksponaty militarne, a drugi tuż za drogą prowadzącą do nas.
Skąd pochodzą goście, którzy odwiedzają waszą kwaterę?
Najbliżsi przyjeżdżają z Dąbrowy, a najdalsi z Nowej Zelandii. Mieliśmy gości z całego świata. Był nawet turysta z Tybetu, którego wiozłem furmanką zaprzężoną w konie po drodze brukowej.
Czy zmienia się mentalność ludzi i zamiast jechać za granicę wybierają odpoczynek u nas w kraju? Czy właśnie tutaj szukają ciekawych miejsc?
Oni już byli za granicą i teraz są tu, zachwycają się prostotą i pięknem naturalnej przyrody. Mamy piękne miejsca do przyjmowania turystów, jednak przebywając tu na co dzień nie dostrzegamy tego. Dopiero ktoś przyjezdny z drugiego krańca Polski uświadamia nam to. Jest ogromny opór nasze lokalnej społeczności przed tworzeniem miejsc agroturystycznych. Na terenie naszej gminy jest mało takich gospodarstw, warto, aby ich było więcej. Nie ma co się obawiać konkurencji, potrzebna jest współpraca.
Jesteśmy członkami zespołu „5 znad Biebrzy”, skupia on gospodarstwa agroturystyczne. Współpracujemy ze sobą na zasadzie dogadania się, nie tworzymy żadnego stowarzyszenia. Współpracujemy już ze sobą 16 lat, mamy spotkania, ustalamy zasady działania i standardy, wydajemy razem materiały informacyjne i foldery.
Gości więcej jest w sezonie letnim?
Przez cały rok nasza oferta jest otwarta dla turystów, domki są cały czas utrzymywane na przyjęcie gości. Nasza kwatera znalazła się w zasięgu weekendowym warszawiaków, są oni w stanie dojechać do nas na sobotę i niedzielę i wrócić z powrotem. Mamy więc gości także zimą.
Czego oczekują dziś turyści? Czy są wymagający?
Wszystkim co mamy u nas, jesteśmy w stanie zaskoczyć naszych gości. Oni nie są naprawdę wymagający, oczywiście muszą być zachowane pewne standardy, porządek, czystość. Wszystko turystów zachwyca – brak płotów, otwarta przestrzeń i piękno przyrody. Dla naszych gości to całkiem inny świat i my możemy im go zaoferować.
Państwa działalność przejęła córka, jakie są plany na przyszłość?
Planujemy przebudowę kolejnego obiektu, mamy już zgromadzony materiał. Córka skończyła studia i ma odpowiednie podejście do turystów. Stykając się cały czas z ludźmi trzeba być otwartym na kontakt z drugim człowiekiem, na bezpośrednia rozmowę. Czasami ktoś pyta u żony jak może pozwalać, aby ktoś zaglądał jej do garnka, a ona odpowiada, że w garnku nie ma nic do ukrycia. Robiłem w życiu różne rzeczy i uważam, że agroturystyka to najtrudniejsze zadanie, jakiego się podjąłem. Ale daje za to ogromną satysfakcję. Jestem pewien, że w naszej rodzinie nie będzie tematu bezrobocia, nie ma takiej opcji, żeby nie było pracy.
Jest pan także sołtysem wsi Hamulka. Co dzieje się u was?
Tak, jestem sołtysem i aktywnie działamy ze społecznością lokalną. Możemy się pochwalić, że średnia wieku naszej społeczności to 32 lata. Na 60 osób stale mieszkających mamy już 16 dzieci, siedem firm zarejestrowanych i działających na rynku. Nasi mieszkańcy to młodzi ludzie, którzy doskonale wiedzą, w jakim kierunku podążać. Mają pomysł na życie i go realizują. We wsi mamy plac zabaw, który obecnie doposażamy, prowadzimy politykę prorodzinną, bo dzieci i młodzież to nasza przyszłość.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę realizacji planów.
Dziękuję.
Notowała: Halina Raducha
Z wizytą w gospodarstwie państwa Kułak: